Godzinny webinar edukacyjny odbędzie się 12 grudnia o godz. 18. Podczas wydarzenia omówione zostaną różne aspekty przewlekłej choroby nerek, m.in. dieta, dializy, transplantacja. Spotkanie moderować będzie prof. Monika Lichodziejewska-Niemierko z UCK w Gdańsku.
Program:
Przewlekła choroba nerek – podróż życia - prof. Monika Lichodziejewska-Niemierko, Klinika Nefrologii Transplantologii i Chorób Wewnętrznych UCK, 14 min.
Dializa domowa, czyli leczenie dializą otrzewnową - lic. Ewa Malek, Klinika Nefrologii Transplantologii i Chorób Wewnętrznych UCK, 7 min
Sztuczna nerka, czyli leczenie hemodializą - mgr Beata Białobrzeska, Klinika Nefrologii Transplantologii i Chorób Wewnętrznych UCK, 7 min
Przeszczepienie nerki – korzyści i ograniczenia - prof. Alicja Dębska-Ślizień, Klinika Nefrologii Transplantologii i Chorób Wewnętrznych GUMed i UCK, 7 min
Dieta, ważny aspekt leczenia przewlekłej choroby nerek - dr Małgorzata Kaczkan, Samodzielny Zespół Dietetyków UCK, Zakład Żywienia Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, 14 min.
30 lat po tragicznym w skutkach pożarze w hali Stoczni Gdańskiej podsumowano lata doświadczeń, jakie stały się udziałem medyków i mieszkańców miasta i regionu. 23 listopada odbyła się medyczna konferencja naukowa, poświęcona kompleksowemu leczeniu i rehabilitacji osób oparzonych.
Podczas konferencji akcję ratowania 320 ofiar pożaru wspominali lekarze, którzy w 1994 roku nieśli pomoc poszkodowanym. Wśród nich byli dr Hanna Tosińska-Okrój, która 24 listopada 1994 roku pełniła obowiązki kierowniczki Kliniki Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń AMG, dr hab. Bogusław Borys, dr n. med. Wiesława Nyka, dr n. med. Bogumił Przeździak, dr n. med. Hanna Tosińska-Okrój, dr n. med. Barbara Wojewska-Wójcik, w kolejnych latach dr hab. Alicja Renkielska.
- Jednego wieczoru 320 osób na raz się poparzyło. Ale musieliśmy sobie poradzić – wspominała wydarzenia sprzed trzydziestu lat dr Hanna Tosińska-Okrój. - Bez planu działania udało nam się w sumie uratować w zasadzie wszystkich, oprócz siedmiu osób. Przyjeżdżali do nas różni konsultanci ze świata, w tym z nowoczesnego ośrodka z Bostonu. Mówili nam, że w takich warunkach, przy takiej liczbie oparzonych, oni nie byliby w stanie sobie poradzić. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.
Jak podkreślała Anna Golędzinowska, reprezentująca pacjentów, wszyscy zaangażowani w akcję ratunkową lekarze stali się bohaterami dla uczestników wypadku.
- Chciałabym przede wszystkim podziękować wam, moi bohaterowie, za to, że w obliczu ogromnego wyzwania, jakim było ratowanie ludzi masowo oparzonych, państwo znaleźliście serce i energię, żeby w każdym z nas dostrzec człowieka z jego emocjami, lękami i marzeniami – mówiła Anna Golędzinowska, obecnie radna gdańska, wówczas 14-letnia uczestniczka koncertu. - Zmotywowaliście nas do walki o własne zdrowie, sprawność i aspiracje życiowe. Dziękuję profesorom medycyny, że działacie. Jeśli coś nadaje sens tamtemu wydarzeniu to fakt, że poznaliśmy wtedy tylu fantastycznych lekarzy. Jesteśmy w stanie dalej współpracować z wami w zakresie kolejnych badań naukowych.
Takie badania będą w gdańskim ośrodku medycznym nadal prowadzone, co zapowiadali organizatorzy konferencji, przypominając, że od tragicznych wydarzeń na temat procesu ratowania, leczenia i rehabilitacji ich pacjentów powstały już tysiące opracowań naukowych w Polsce i zagranica. Do dziś uczą się z nich medycy na całym świecie i rozwijają skomplikowaną multidyscyplinarną dziedzinę medycyny, jaką są oparzenia.
- Podobne wypadki zdarzały się na świecie, ale brak jest w piśmiennictwie medycznym prac, charakterystyki obrazu klinicznego, stąd warto wiedzieć, jak prowadzić takie badania. Jako młody lekarz zaczęłam pracę w 1994 roku w Zakładzie Rehabilitacji. Część pacjentów zaczęła wówczas zgłaszać osłabienie siły rąk, drętwienie, mrowienie. W związku z tym dr Barbara Wojewska-Wójcik podjęła decyzję o stworzeniu Pracowni Badań Neurofizjologicznych. Od 1996 roku mogliśmy już zaoferować pacjentom diagnostykę zgłaszanych dolegliwości. I była to prowadzona przez wiele lat po pożarze opieka medyczna – relacjonowała dr Joanna Jabłońska-Brudło.
Jednym z pierwszych lekarzy udzielających pomocy 24 listopada 1994 roku w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym był także prof. Jerzy Jankau. - Dzisiaj rano przyszedł mi do głowy cytat Winstona Churchilla „Jeszcze nigdy tak wielu, tak niewielu, tak wiele mogło zawdzięczać”, co w przypadku tej tragedii w stoczni jest uzasadnione – wspominał prof. Jerzy Jankau.
W proces leczenia zaangażowanych było setki lekarzy, psychologów, pielęgniarek, fizjoterapeutów, terapeutów zajęciowych, naukowców z Polski, ale także z innych krajów, którzy służyli wsparciem, wiedzą o leczeniu oparzeń. Wielokrotnie wybrzmiało przesłanie mówiące o tym, że na takie zdarzenia nie sposób się przygotować, nie sposób je przewidzieć, ale trzeba zrobić, co można, aby w obliczu takich wyzwań być gotowym do niesienia pomocy.
- Takie tragiczne wydarzenia zdarzały się, zdarzają i prawdopodobnie niestety będą się nadal zdarzać. Nie jesteśmy w stanie ich przewidzieć, uniknąć ani im zapobiec. Chociaż jako instytucje i społeczeństwo robimy wiele, aby się nie wydarzyły – podsumował prof. Michał Markuszewski, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. - Doświadczenia zdobyte przez 30 lat w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym oraz Uniwersyteckim Centrum Klinicznym chcemy wykorzystać jak najlepiej. Wyciągnąć z nich wnioski, naukę na wszelki wypadek, gdyby jakieś kolejne nieszczęście wymagało naszej interwencji. A sama konferencja jest jedyną w swoim rodzaju okazją, by podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w ratowanie i leczenie pacjentów przez ostatnie 30 lat.
W imieniu GUMed z rąk Rektora uczelni, honorowe podziękowania otrzymali: dr hab. Bogusław Borys, dr n. med. Wiesława Nyka, dr n. med. Bogumił Przeździak, dr hab. Alicja Renkielska, dr n. med. Hanna Tosińska-Okrój, dr n. med. Barbara Wojewska-Wójcik, dr Hanna Tomczak i lek. Maria Honory.
Konferencja została zorganizowana z inicjatywy ekspertów z Kliniki Chirurgii Plastycznej UCK pod kierownictwem dr. hab. Jerzego Jankau, Kliniki Rehabilitacji UCK pod kierownictwem prof. Dominiki Szalewskiej oraz Oddziału Pomorskiego Polskiego Towarzystwa Rehabilitacji pod przewodnictwem dr Joanny Jabłońska-Brudło.
Grzyby z rodzaju Cordyceps, które atakują zimujące w ziemi gąsienice, od wieków były wykorzystywane w tradycyjnej medycynie chińskiej jako środek dodający energii, poprawiający wydolność i sprawność seksualną. Nic dziwnego, że grzyby te są hodowane na dużą skalę w Chinach, a produkowane z nich preparaty stosują nie tylko tamtejsi sportowcy.
Jednym z aktywnych składników grzybów Cordyceps jest kordycepina. Naukowcy z University of Nottingham's School of Pharmacy badali lecznicze właściwości tej substancji.
Zespół badawczy zmierzył wpływ kordycepiny na aktywność tysięcy genów w wielu liniach komórkowych. Porównywano wpływ kordycepiny z efektami innych metod leczenia zdeponowanymi w bazach danych. Jak się okazało, działa ona poprzez oddziaływanie na ścieżki indukujące wzrost komórek. Kordycepina blokuje sygnały wzrostu komórek, które w przypadku nowotworów są nadmiernie nasilone. Taki mechanizm działania może być mniej szkodliwy dla zdrowych tkanek niż większość obecnie dostępnych metod leczenia.
Mechanizm działania kordycepiny
Wewnątrz komórki kordycepina jest przekształcana w trifosforan kordycepiny, analog nośnika energii komórkowej ATP (adenozyno-5′-trifosforan). Trifosforan kordycepiny okazał się prawdopodobną przyczyną wpływu na wzrost komórek, a zatem jest cząsteczką, która może bezpośrednio wpływać na komórki nowotworowe. Bardzo możliwe, że wyniki badań staną się punktem wyjścia do opracowania nowych, skutecznych leków przeciwnowotworowych - na przykład innych substancji udających ATP.
Ponadto uzyskane dane pomogą w monitorowaniu efektów kordycepiny u pacjentów, jako że wskazują na konkretne geny, których aktywność zmienia się pod wpływem kordycepiny, co można na zmierzyć na przykład w komórkach krwi.
Wysportowany i pełen życia Brytyjczyk nie przypuszczał, że rak stanie się jego osobistym koszmarem. Od kilku lat zmaga się z chorobą, której leczenie kosztuje ponad 50 tysięcy złotych miesięcznie – pisze Aleksandra Zaborowska, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Geoffrey Seymour, aktywny fizycznie i cieszący się dobrym zdrowiem 43-letni mężczyzna, pewnego dnia zauważył niepokojący objaw, który ostatecznie uratował mu życie – krew w stolcu. Mimo że wiele osób lekceważy ten symptom, Geoffrey tego nie zrobił. Skontaktował się z lekarzem, który skierował go na dalsze badania. Diagnoza była szokująca – nowotwór złośliwy jelita grubego w IV stadium z przerzutami do wątroby.
Mimo zdrowego stylu życia, rak nie oszczędził Geoffreya. Przebieg choroby okazał się niezwykle trudny, a leczenie chemioterapią nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Jego organizm reagował źle, a zamiast eliminować komórki nowotworowe, chemia wyniszczała zdrowe tkanki. Nadzieją stała się nowoczesna terapia dendrytyczna, dostępna w Niemczech, która mogłaby pomóc w walce z chorobą.
Pomimo intensywnego leczenia i chwilowej poprawy, w ostatnim czasie stan Geoffreya ponownie się pogorszył. Przerzuty do wątroby zaczęły się rozprzestrzeniać, a wyniki badań nie przynosiły dobrych wiadomości. Ostatnie badania tomograficzne wykazały wzrost guzów, a markery nowotworowe we krwi były podwyższone. W lipcu 2024 Geoffrey rozważał powrót do RPA, gdzie wcześniejsze leczenie przynosiło lepsze efekty.
Trudna walka z rakiem
W obliczu braku środków finansowych na kosztowną terapię, mężczyzna znowu zmuszony był poprosić o pomoc internetowych darczyńców. Jak podkreśla, koszty leczenia wynoszą nawet 10 000 funtów miesięcznie, co stanowi ogromne wyzwanie dla rodziny chorego.
Objawy i charakterystyka raka jelita grubego
Rak jelita grubego jest jednym z najczęściej występujących nowotworów złośliwych. Jego objawy są często niecharakterystyczne, co utrudnia wczesną diagnozę. W przypadku Geoffreya, pierwszym sygnałem była krew w stolcu – objaw, którego nie wolno ignorować. Inne symptomy obejmują m.in. nagłą utratę masy ciała, zmęczenie, bóle brzucha oraz zmiany w rytmie wypróżnień.
Istotne jest więc, aby zwracać uwagę na wszystkie dolegliwości układu pokarmowego, które odbiegają od normy i nie mijają po kilku dniach – podsumowuje dziennikarka Wirtualnej Polski.
Wprowadzenie elektrody kardiowertera-defibrylatora pod mostek bez jego nacinania to metoda innowacyjna, z której w Polsce skorzystało dotychczas kilkunastu pacjentów. W Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku ten nowatorski zabieg przeprowadził zespół Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca - wiodącego ośrodka leczenia zaburzeń rytmu serca w Polsce.
Kardiowerter-defiblyrator to niewielkie urządzenie wszczepiane pod skórę klatki piersiowej z elektrodą bądź elektrodami umieszczanymi zazwyczaj przezżylnie w sercu. Jego zadaniem jest wykrywanie groźnych dla życia arytmii i ich przerywanie. Wszczepia się go u pacjentów, u których, z powodu skrajnej niewydolności serca czy też innych schorzeń, istnieje ryzyko nagłej śmierci.
Zespół Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca UCK, kierowanej przez prof. Ludmiłę Daniłowicz-Szymanowicz, wykonał nowatorski zabieg implantacji tzw. pozanaczyniowego systemu do defibrylacji (Extravascular cardioverter-defibrillator) zwyczajowo zwanego „podmostkowym defibrylatorem”.
- System Aurora (Medtronic) to kardiowerter-defibrylator wyposażony w elektrodę, która nie jest umieszczana tradycyjnie drogą przezżylną w prawej komorze serca, tylko wprowadzana za pomocą specjalnego narzędzia pod mostek, bez jego rozcinania. Pozawala to na monitorowanie pracy serca i, w przypadku wystąpienia arytmii komorowej, na jej przerwanie wyładowaniem wysokoenergetycznym lub znacznie mniej bolesną stymulacją antyarytmiczną. To właśnie dostępność stymulacji antyarytmicznej odróżnia ten system od stosowanych od kilku lat defibrylatorów podskórnych z elektrodą umieszczaną na ścianie klatki piersiowej – podkreśla dr hab. n. med. Maciej Kempa, koordynator Pracowni Elektrofizjologii i Elektroterapii Serca UCK.
Zabieg wykonano u 61-letniej pacjentki cierpiącej na kardiomiopatię rozstrzeniową. Chora w szczególnie wysokim stopniu zagrożona była nagłym zgonem arytmicznym ze względu na obciążający wywiad rodzinny. Zabezpieczenie jej kardiowerterem było zatem konieczne. Dodatkowe względy medyczne decydowały, że właśnie wspomniany układ pozanaczyniowy będzie dla niej najlepszym rozwiązaniem. Pacjentka dobrze zniosła zabieg i jest od paru dni w domu.
System Aurora dostępny jest na świecie komercyjnie od kilku miesięcy i dotychczas implantację wykonano u kilkuset pacjentów. W Polsce liczba zabezpieczonych takim urządzeniem chorych nie przekracza kilkunastu.
Zabieg przeprowadzony był w Pracowni Elektrofizjologii i Elektroterapii Serca przez zespół kierowany przez dr. hab. n. med. Macieja Kempę. W skład zespołu wszedł też dr n. med. Szymon Budrejko z Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca oraz dr n. med. Magdalena Kołaczkowska z Kliniki Kardiochirurgii.
Nieocenionym wsparciem była instrumentariuszka Joanna Prządka oraz technik elektroradiologii mgr Dorota Mudzińska. Znieczulenie ogólne prowadzone było przez lek. Jana Stefaniaka. Nad prawidłowym i bezpiecznym wykonaniem zabiegu czuwał zaproszony gość prof. dr hab. n. med. Maciej Sterliński, międzynarodowy ekspert w stosowaniu tej metody leczenia.
Najnowsze badania pokazują, że do czynników ryzyka wystąpienia nowotworów szyi i głowy dołączyło również palenie marihuany. Jednak nawet osoba nigdy niepaląca i nienadużywająca alkoholu może zachorować. Winny jest wirus brodawczaka ludzkiego, czyli HPV. Trwa XII Europejski Tydzień Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi.
- Profilaktyka powinna się odbywać codziennie, przez cały rok. Mówimy o profilaktyce w kontekście wczesnego wykrywania i identyfikacji problemów zdrowotnych, które mamy tendencję bagatelizować, jak przykładową chrypkę. Profilaktyka pozwala na uniknięcie problemów, których leczenie wymaga radykalnych działań i które można zamienić na niewielkie interwencje, pozwalające na normalne funkcjonowanie – podkreśla dr hab. n. med. Tomasz Stefaniak, dyrektor ds. medycznych UCK.
Rak głowy i szyi jest piątym najczęściej występującym nowotworem złośliwym oraz ósmą najczęstszą przyczyną zgonów z powodu nowotworów złośliwych w Europie. Chociaż uważany jest za chorobę, której można zapobiec, około 60% wszystkich nowotworów głowy i szyi jest diagnozowanych u chorych w późnym stadium zaawansowania klinicznego. W tej grupie, dwie trzecie chorych nie przeżywa 5 lat. A ci, którzy przeżyją zmagają się z szeregiem fizycznych, społecznych i zawodowych konsekwencji wywołanych chorobą.
- Jesteśmy jedną z ponad 1200 klinik w całej Europie, które przystępują do Europejskiego Tygodnia Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi. Zachęcamy do badań profilaktycznych. Mamy wiedzę, technologię i możliwości, żeby nowotwory głowy i szyi zdiagnozować na wczesnym etapie rozwoju. Możemy zaproponować leczenie, które daje bardzo dużą szansę na wyzdrowienie – zaznacza dr hab. n. med. Bogusław Mikaszewski, ordynator Kliniki Otolaryngologii UCK.
- 12 lat profilaktyki oznacza, że jest ona niewystarczająca, bo te nowotwory wciąż występują, a ich liczba nawet wzrasta. Czynnikami wpływającymi na ich rozwój są przede wszystkim nadużywanie alkoholu i palenie tytoniu, a także – jak wykazują obecne badania - również palenie marihuany. Ostatnim ważnym czynnikiem jest zakażenie wirusem brodawczaka ludzkiego, czyli HPV. Ta kampania ma na celu uświadomienie, że osoby nigdy niepalące i nienadużywające alkoholu mogą również rozwinąć nowotwór złośliwy w obrębie głowy i szyi – mówi dr hab. n. med. Dominik Stodulski, z-ca ordynatora Kliniki Otolaryngologii UCK.
Kampania Make Sense w 2013 roku stworzyła regułę "1 przez 3", aby przyczynić się do szybkiego rozpoznania choroby. Osoba, która zauważyła u siebie jeden lub więcej spośród sześciu niecharakterystycznych objawów nowotworów głowy i szyi i u której dolegliwości trwają co najmniej trzy tygodnie (tzw. schemat 1/3), powinna niezwłocznie zgłosić się do lekarza. Są to następujące objawy:
ból języka, nieleczone owrzodzenie jamy ustnej i/lub czerwone lub białe plamy w jamie ustnej,
ból gardła,
utrzymująca się chrypka,
ból i/lub trudności w połykaniu,
guzek na szyi,
jednostronna niedrożność nosa i/lub krwawienie z nosa.
- Gdy pojawia się coś niepokojącego trzeba to sprawdzić – podkreśla Andrzej Drewniak, prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Chorych na Nowotwory Głowy i Szyi. – Gdyby pacjenci wcześniej zgłaszali się do specjalisty, pan Andrzej, jeden z członków naszego stowarzyszenia, który aktualnie, po zabiegu wycięcia krtani, nie jest w stanie wydać z siebie głosu, by mówił. Gdyby pani Maria wcześnie została zdiagnozowana, to najprawdopodobniej mogłaby zanucić teraz kołysankę wnukom. Warto się badać, wiem coś o tym.
Można skorzystać z dedykowanych programów komputerowych do rozliczenia podatku za 2024r (PIT 28, PIT 36, PIT 36L, PIT 37, PIT 38) dostępnych po kliknięciu poniższych przycisków.
Przekaż 1,5% podatku podopiecznym Fundacji Zbieramy Razem. Zgodnie z obowiązującymi przepisami w chwili składania do Urzędu Skarbowego rocznego zeznania podatkowego, wystarczy wskazać numer KRS0000 518 797