Karta DiLO: Skrócona Droga do Leczenia
Kartę DiLO nazywamy też czasami zieloną kartą. Pod tym skrótem kryje się pełna nazwa – Karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego.
Kartę DiLO nazywamy też czasami zieloną kartą. Pod tym skrótem kryje się pełna nazwa – Karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego.
Gdańsk jest kolebką elektroterapii. To właśnie tutaj, w dawnym szpitalu na Łąkowej w Gdańsku po raz pierwszy w Polsce wszczepiono stymulator serca. Niedawno obchodziliśmy 60. rocznicę tego wydarzenia.
Historyczny zabieg wszczepienia stymulatora serca miał miejsce 12 września 1963 roku. Operację wykonał profesor Zdzisław Kieturakis we współpracy z kardiologami: prof. Jakubem Pensonem, prof. Konstantym Leonowiczem i dr Wojciechem Kozłowskim z III Kliniki Chorób Wewnętrznych Akademii Medycznej w Gdańsku, z której wywodzi się II Klinika Kardiologii i Elektroterapii Serca UCK.
- Pierwszy stymulator serca na świecie wszczepiony został 12 października 1958 roku przez lekarzy ze Szwecji. Po 5 latach ta nowatorska metoda pojawia się w Polsce, a był to wtedy naprawdę poważny, skomplikowany zabieg, który wymagał torakotomii, czyli przecięcia mostka klatki piersiowej, odsłonięcia serca, bo elektrody stymulujące naszywano na osierdzie. Był to niewątpliwie krok milowy w rozwoju kardiologii. Warto podkreślić, że w Gdańsku wszystko się zaczęło. Warszawa wprowadziła stymulatory trzy lata później – opowiada prof. Ewa Lewicka ze wspomnianej Kliniki.
Aktualnie w miejscu, w którym wcześniej działał szpital na Łąkowej, znajduje się hotel. Co ciekawe, nazwa ulicy dla uczczenia wyjątkowych osiągnięć w medycynie została zmieniona na ul. prof. Zdzisława Kieturakisa. To właśnie w tej lokalizacji 23 listopada 2023 r. odbyła się 60. rocznica pierwszego wszczepienia stymulatora serca. Podczas uroczystości odbyło się otwarcie miejsca pamięci byłych kardiologów - na ścianach zawisły stare fotografie wybitnych lekarzy, m.in. przedstawiające dr. Wojciecha Kozłowskiego. Na wystawie prezentowane są stare rozruszniki serca i kardiowertery-defibrylatory (ICD), a także ciśnieniomierz i igła do nakłucia lędźwiowego słynnego profesora Mieczysława Gamskiego, byłego kierownika III Kliniki Chorób Wewnętrznych. Nie zabrakło oczywiście fotografii gościa honorowego - prof. Grażyny Świąteckiej, pierwszego i wieloletniego kierownika II Kliniki Chorób Serca powstałej w 1992 roku właśnie w szpitalu na Łąkowej, wywodzącej się ze wspomnianej III Kliniki Chorób Wewnętrznych. Pani profesor kilka dni później obchodziła swoje 90. urodziny, świętowano więc podwójnie.
- Z siedziby na Łąkowej wyszło wiele nowatorskich metod leczenia. Powstało tu też wiele wybitnych doktoratów, habilitacje, a koledzy, którzy tu właśnie zaszczepili się pasją kardiologii zostali szefami innych ważnych ośrodków w Polsce. To, co szczególnie ważne, dzięki profesor Grażynie Świąteckiej polska elektroterapia dostała wiatru w żagle! - podkreśla prof. Ewa Lewicka.
Pani Profesor została odznaczona Medalem Świętego Wojciecha (honorowym odznaczeniem Rady Miasta Gdańska) i Orderem Orła Białego, w latach 1992-98 była przewodniczącą Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
- W czasie jej prezydentury wydarzyło się na tym polu wiele wartych wspomnienia wydarzeń. W lipcu 1995 roku w szpitalu na Łąkowej dokonano pierwszego w Polsce wszczepienia ICD z elektrodą przezżylną (prof. Andrzej Lubiński i dr Rajmund Wilczek). Metodę przerywania niebezpiecznych komorowych zaburzeń rytmu za pomocą ICD wprowadził Mieczysław Mirowski, który w 1946 r. był przez rok studentem gdańskiej Alma Mater - wspomina prof. dr hab. Alicja Dąbrowska-Kugacka z II Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca UCK. - W tym zabytkowym szpitalu w 1999 roku pod kierunkiem prof. Grażyny Świąteckiej opracowano pierwsze w Polsce wytyczne dotyczące stymulacji serca.
Podczas ceremonii wyświetlono archiwalny film przedstawiający sposób wszczepiania rozruszników serca na początku lat 70.
- Obejrzeliśmy także stary rozrusznik serca o „stałej częstości rytmu komór” z lat 70. – obecnie pokazywany jest on studentom medycyny na zajęciach. Obudowa stymulatora jest nietypowa: przezroczysta, widać całą niesamowitą konstrukcję, wygląda jakby jej elementy były zatopione w bursztynie. Dzieło sztuki medycznej! – podkreśla prof. Dąbrowska-Kugacka.
Profesor Świątecka kierownikiem II Kliniki Chorób Serca pozostała do 2004 roku, kiedy przeszła na emeryturę. W tym roku przeniesiono również tę Klinikę i inne ze szpitala na Łąkowej do nowej lokalizacji przy ul. Dębinki 7. Dawna siedziba szpitala, wtedy funkcjonującego pod nazwą Państwowy Szpital Kliniczny nr 3, nadal budzi sentyment wśród dawnych pracowników. Tym bardziej cieszy fakt, że aktualni właściciele budynku zdecydowali się wyodrębnić miejsce, w którym możemy zapoznać się z historią tej lokalizacji.
- Dziś wspólnie z Uniwersyteckim Centrum Klinicznym inaugurujemy kampanię dotyczącą jakości w ochronie zdrowia i stawiania na nią. Chcemy zachęcić pacjentów, żeby wybierali placówki z najwyższą jakością i przez to pokazywali, że nie tolerują tych szpitali, które jakości nie traktują poważnie – mówił Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta, w trakcie briefingu prasowego dotyczącego inauguracji akcji "Wymagaj jakości" związanej z upowszechnianiem systemu jakości dla pacjentów w polskich placówkach ochrony zdrowia.
Od 1 stycznia 2024 roku w życie wchodzi większość przepisów o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Celem ustawy jest wdrożenie rozwiązań prawno-organizacyjnych, które w sposób kompleksowy i skoordynowany będą realizowały priorytety polityki zdrowotnej w obszarze jakości w ochronie zdrowia.
Uniwersyteckie Centrum Kliniczne jest szpitalem akredytowanym, które od wielu lat dąży do poprawiania jakości dla pacjentów. Jako pierwsze Polsce otrzymało naklejkę potwierdzającą najwyższe standardy. Jest ona elementem specjalnej akcji informacyjno-edukacyjnej "Wymagaj jakości" poświęconej upowszechnianiu systemu jakości dla pacjentów w polskich placówkach ochrony zdrowia. Została ona zainicjowana przez Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, Rzecznika Praw Pacjenta oraz UCK.
- Chcieliśmy pokazać, że szpital, w którym jesteśmy, jest jednym z najlepszych w Polsce. To szpital, który ma najwyższą jakość, który prowadzi pacjenta za rękę i dba o właściwą komunikację. Uniwersyteckie Centrum Kliniczne to placówka, która jako pierwsza powinna otrzymać symbol wskazujący na to, że jest to szpital akredytowany, spełniający kryteria związane z najwyższą jakością – mówiła Agnieszka Pietraszewska-Macheta, dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia. Zaznaczyła także że aktywność szpitali w zakresie dbania o jakość jest wciąż niewystarczająca.
- Na 900 szpitali tylko 200 ma certyfikat akredytacyjny. Chcielibyśmy bardzo zachęcić pacjentów, aby również wywierali presję na placówki ochrony zdrowia, stąd inauguracja tej kampanii – dodawała dyrektor Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia.
Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta, również podkreślał rolę pacjentów w procesie podwyższania jakości. - Każdego roku do Rzecznika Praw Pacjenta wpływa 100 tysięcy różnego rodzaju skarg. Tych skarg by nie było, gdyby placówki stawiały na jakość, gdyby dochowały najwyższej staranności. W placówkach, które mają akredytację, tych skarg jest dużo mniej. Jako pacjenci powinniśmy wybierać te placówki, które stawiają na jakość, które stawiają pacjenta w centrum uwagi, które dochowują należytej staranności, które dbają o to, żeby proces obsługi pacjenta był najwyższej jakości - mówił Rzecznik Praw Pacjenta.
Apteka Szpitalna Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku ma najnowocześniejszy w Europie i jeden z najnowocześniejszych na świecie robotów do produkcji leków cytotoksycznych. – To przeskok co najmniej o dekadę, jeżeli chodzi o rozwiązania stosowane do tej pory – komentuje Jakub Kraszewski, dyrektor naczelny UCK.
Leki cytotoksyczne są wykorzystywane w procesie leczenia pacjentów onkologicznych. To substancje, które charakteryzują się wysoką toksycznością, również wobec zdrowych komórek ludzkiego ciała, dlatego proces ich przygotowania musi być prowadzony w sposób staranny, zapewniający bezpieczeństwo zarówno osobom je przygotowującym, jak i pacjentom. To praca, która na każdym etapie musi być dogłębnie monitorowana.
Leki cytotoksyczne w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym przygotowywane są w Aptece Szpitalnej, w specjalistycznej pracowni, która wyposażona jest w odpowiednie materiały, urządzenia i komory laminarne do pracy z tego typu substancjami. Przygotowuje je wykwalifikowany, przeszkolony i odpowiednio zabezpieczony personel.
Ostatnie dwa lata to czas, w którym w Aptece odbywała się prawdziwa rewolucja. I mimo że to słowo "duże" i często nadużywane, to w tym wypadku całkowicie uzasadnione. W jednostce działa jedyny w Europie (i jeden z zaledwie kilku na świecie) tego typu robot do produkcji leków cytotoksycznych.
- Nasze rozwiązanie wyprzedza co najmniej o dekadę stosowane do tej pory. Robotyzacja jest kierunkiem, w którym chcemy podążać. Podobnie zaawansowane urządzenia w wielu miejscach będą wyręczały lub wspomagały naszych pracowników - tłumaczy Jakub Kraszewski, dyrektor naczelny Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.
- Od dłuższego czasu wyczekiwaliśmy tego dnia. Przedstawiamy rozwiązanie, które przede wszystkim dedykowane jest naszym pacjentom leczonym na schorzenia onkologiczne i hematologiczne. Pozwoli ono szybciej i precyzyjniej dostarczyć dawkę leku wykorzystywanego w terapii. Ponadto całe rozwiązanie jako system „zamknięty”, praktycznie eliminuje zagrożenie toksycznością podawanych leków, również dla personelu wykonującego te czynności - dodaje Adam Sudoł, z-ca dyrektora naczelnego ds. logistyki medycznej UCK.
Rewolucja w aptece dokonała się w wielu obszarach, ale najważniejsze z nich to efektywność i bezpieczeństwo.
- Przy wyborze robota skupiliśmy się przede wszystkim na zapewnieniu pacjentom najbezpieczniejszej terapii w możliwie najkrótszym czasie przy jednoczesnym, maksymalnym zabezpieczeniu farmaceutów oraz pozostałego personelu szpitala pracującego z lekiem cytotoksycznym. Przez bezpieczeństwo terapii rozumiem najwyższą precyzję dawkowania i monitorowanie praktycznie każdej sekundy produkcji leku. Tutaj nie ma żadnego ryzyka - ani dla pacjentów, ani dla pielęgniarek. Dostarczany produkt jest absolutnie najwyższej jakości - mówi dr n. med. Wioletta Kaliszan, kierownik Apteki Szpitalnej UCK.
Robot pracuje w oparciu o algorytmy sztucznej inteligencji. Posiada 16 kamer wieloetapowej kontroli, 4 zautomatyzowane ramiona, 8 stacji roboczych, 8 niezależnych stanowisk do mieszania oraz wewnętrzne magazyny na fiolki z lekami oraz strzykawki. Jest w stanie wykonać nawet 70 dawek leku w ciągu godziny.
Bezpieczna, szybka i precyzyjna praca urządzenia jest zasługą personelu apteki, który nie wyobraża sobie już pracy bez wsparcia robota. Należy tu jeszcze raz podkreślić, że bezpieczeństwo personelu to bezpieczeństwo pacjenta.
- Sztuczna inteligencja pozwala niezwykle precyzyjnie odmierzyć zleconą dawkę i monitoruje na każdym etapie proces przygotowania leku. Produkcja ruszyła dopiero wtedy, kiedy nauczyliśmy robota, co w zasadzie ma robić i to na naszych warunkach. Zajęło to ponad 12 miesięcy. Obecna sprawna i wydajna praca urządzenia jest zasługą wielu osób pracujących w aptece. Możemy dostarczyć lek w najkrótszym możliwym czasie, a to kluczowe dla pacjentów, lekarzy, dla całej terapii - tłumaczy dr Kaliszan.
Apteka Szpitalna Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego działa nieprzerwanie od 1945 roku. Pracuje w systemie całodobowym 365 dni w roku. W ramach tej integralnej jednostki funkcjonują m.in. pracownia leków cytostatycznych, pracownika żywienia klinicznego, pracownia receptury klasycznej i septycznej, zakład inżynierii genetycznej oraz punkt opieki farmaceutycznej. Apteka obsługuje wszystkie jednostki UCK - kliniki, poradnie, centra lecznicze, laboratoria i zakłady.
Prof. Rafał Dziadziuszko, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, otrzymał prestiżową nagrodę im. Jamesa D. Coxa za zasługi w dziedzinie radioterapii raka płuca.
Międzynarodowe jury pod przewodnictwem prof. Andrei Bezjak (Princes Maragaret Cancer Center, Toronto, Kanada) wyróżniło profesora za udział w rozwoju radioterapii, szczególne osiągnięcia w badaniach klinicznych nad rakiem płuca o zasięgu globalnym oraz udział w kształceniu w przed- i po dyplomowym w Polsce i Europie.
Wręczenie nagrody odbyło się w sesji plenarnej Kongresu Raka Płuca (World Conference on Lung Cancer 2023) we wrześniu br. w Singapurze, podczas której prof. Dziadziuszko przedstawił polskie osiągnięcia w zakresie radioterapii na tle wyzwań naukowych diagnostyki i leczenia tego najczęstszego nowotworu w naszym kraju.
Nagroda przyznawana jest dla najwybitniejszych ekspertów w dziedzinie radioterapii nowotworów klatki piersiowej dla uczczenia pamięci prof. Jamesa D. Coxa, światowej sławy naukowca i lekarza, kierującego przez wiele lat Kliniką Radioterapii w MD Anderson Cancer Center w Houston, USA.
Lekarze z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku pomagają pacjentom w Kigali w Rwandzie. Misje to często jedyna szansa na ratunek dla kardiologicznie chorych w kraju, w którym nie ma szpitala wykonującego operacje na otwartym sercu. Brak odpowiednich leków przynosi dramatyczne konsekwencje.
W naszej rzeczywistości angina jest zwyczajną chorobą, na którą każdy z nas pewnie nie raz zachorował i został wyleczony. Antybiotyk stosowany w ramach terapii znajdziemy w każdej aptece. Ponieważ jest dla nas tak oczywisty i powszechnie dostępny, zapominamy, jak poważne konsekwencje może przynieść jego brak. Na innej półkuli, w Rwandzie tych właśnie konsekwencji doświadczają na co dzień mieszkańcy tego kraju. Nieleczona, z powodu braku odpowiednich lekarstw, angina może doprowadzić do reumatycznej choroby serca (RHD), a ta z kolei do poważnych wad tego organu, które muszą być leczone chirurgiczne. Niestety, Rwanda nie posiada programu operacji na otwartym sercu.
Troje lekarzy z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego: dr Wojciech Karolak - kardiochirurg i anestezjolodzy - dr Monika Rosiński oraz prof. Romuald Lango – zaangażowało się w misję, celem której jest pomoc w stworzeniu samodzielnej jednostki wykonującej operacje kardiochirurgiczne. Lekarze we współpracy z ze szpitalem w Dalhousie University w Halifaxie w Kanadzie szkolą personel medyczny, wykonując razem z nimi operacje.
Inicjatywa funkcjonuje pod nazwą Canadian Rwanda Open Heart Project i jest całkowicie charytatywna - personel medyczny nie pobiera wynagrodzenia za swoje zaangażowanie i wykonywaną pracę. Przelot ekipy finansują katarskie linie lotnicze, a ponieważ misje mają wsparcie rządu Rwandy, nocleg w jej stolicy, Kigali, jest również za darmo. Pierwszy wyjazd, w którym wzięli udział lekarze z Polski, miał miejsce w maju tego roku. W 7 dni przeprowadzono 7 operacji.
- Oczywiście im cięższe choroby serca, tym trudniejsze operacja i trudniejszy okres pooperacyjnym. Byliśmy umówieni z kardiologami z Rwandy, że nie będą kwalifikować tych najciężej chorych pacjentów, jednak rzeczywistość okazała się inna i faktycznie musieliśmy operować pacjentów z chorobami dwóch, trzech zastawek i bardzo zaawansowaną niewydolnością krążenia. Takie misje to dla tych osób często jedyna szansa na przeżycie – opowiada prof. Romuald Lango, anestezjolog z Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii UCK.
W ręce lekarzy trafiali więc pacjenci z bardzo skomplikowanymi wadami serca. W Europie tego typu operacje wykonywane są na dużo wcześniejszym etapie rozwoju choroby, dlatego stopień zaawansowania danego schorzenia, z jakim musieli radzić sobie lekarze w Afryce, jest w naszym regionie już niespotykany.
- Operowaliśmy pacjentów w wieku od 19 do 39 roku życia. W Polsce 80% pacjentów kardiochirurgicznych to osoby w wieku starszym czy nawet podeszłym. Tutaj profil pacjentów był inny, jeżeli chodzi o wiek, ale też i choroby współistniejące, których na szczęście u młodych osób bardzo dużo nie występuje. Pod tym względem ich młodość przemawia na ich korzyść. Z kolei zaawansowana choroba serca powodowała, że to leczenie było trudne i bardzo wymagające - podkreśla prof. Lango. - Na szczęście wszystkie operacje zakończyły się pomyślnie.
Jak wspomina dr Monika Rosiński, wśród pacjentów znalazła się m.in 19-latka, która nie przyznała się, że w wiosce pod opieką rodziny czeka na nią 5-miesięczne dziecko i okazało się, że zmaga się nie tylko z bólem pooperacyjnym, ale także z nadmiarem pokarmu. Udało się zorganizować laktator. Pacjenci byli niesamowicie wdzięczni, oni oraz ich rodziny nieustannie nam dziękowali.
Leczenie to nie byłoby możliwe bez odpowiedniego sprzętu, którego na miejscu brakowało. Część niezbędnego wyposażenia pochodzi z darowizn czy też rozmaitych zbiórek.
- Jadąc do Kigali, byliśmy niespokojni o to, co zastaniemy, jeżeli chodzi sprzęt. Okazało się, że był problem z takim drobnym, oczywistym dla nas wyposażeniem, bez którego nie da się przeprowadzić operacji. Podczas jednej z poprzednich misji zdarzyło się, że na sali operacyjnej zabrakło tlenu w czasie najważniejszej zasadniczej części operacji z użyciem krążenia pozaustrojowego, gdzie tlen jest absolutnie niezbędny. Na szczęście była tam butla z tlenem, którą udało się tymczasowo podłączyć wystarczająco szybko, żeby pacjentowi nie stała się krzywda. W zakresie takiego dużego sprzętu czy instalacji szpitalnych nie mieliśmy problemów, poza chwilowym wyłączeniem energii elektrycznej… Oczywiście kosztowało nas to trochę nerwów, ale też dobrze się wszystko skończyło - wspomina anestezjolog. - Brakowało nam takiego poczucia bezpieczeństwa związanego z tego terapiami, które tam były niedostępne, a z których w Polsce korzystamy na co dzień. W kolejnych misjach ten niepokój będzie nam pewnie towarzyszył. Tutaj po prostu wszystko musi pójść dobrze, bo nie ma miejsca na żaden błąd, na żadne niepowodzenie.
Na pytanie, dlaczego zaangażowali się w tę inicjatywę odpowiadają, że w ten sposób zwracają dług zaciągnięty niegdyś przez polskich lekarzy. Wtedy nasi medycy uczyli się od zachodnich kolegów, jak wykonywać operacje kardiochirurgiczne samodzielnie. Teraz mogą swoją wiedzę przekazać dalej. Taki wyjazd to też niesamowita przygoda. Leczenie osób w tak trudnej sytuacji w nieprzewidywalnych warunkach może nadać nowego sensu wykonywanej pracy. Świadomość, że udziela się pomocy pacjentom, którzy nie mają innej szansy na ratunek jest nie do przecenienia.
Kolejny wyjazd zaplanowany jest w październiku tego roku.